Jak nie zwariować w komunikacji miejskiej?

crowd-533376_1280Poniedziałek rano. Metro centrum. Tłum ludzi próbujących dopchać się do wejścia do metra. Dopychaczy na horyzoncie brak. Jakaś zbłąkana dusza wbiega w ostatniej chwili na sekundy przed zamknięciem się drzwi z miną mówiącą: jeszcze ja! Jedziemy. Nie oddycham, nie ma czym. Z każdej strony czuję czyjąś obecność. Dzięki Bogu, że nie mam klaustrofobii. Koleś obok słucha muzyki na pełen regulator. Feel. No naprawdę, uczta dla uszu. Drugi trzyma rękę niemalże opierając ją o moją głowę. Musi się przecież trzymać. Bo upadnie. Zdecydowanie w takim tłumie będzie leżał jak długi. Paniusia taksuje mnie wzrokiem. Tak wiem, że mam brudne laczki. Kto by się tym przejmował. Wylewam się z tłumem korposzczurów. Wreszcie oddycham, więc jest progres. W tramwaju nie lepiej, ale przynajmniej okno otwarte. Wysiadam przystanek wcześniej. Przyjemny spacer pozwala zapomnieć o porannych doznaniach.

16:00. Tłum korposzczurów wylewa się z korporacyjnych budynków i zmierza w kierunku tramwaju. Dwa składy, niedobrze. Walcząc o przetrwanie zdobywamy z koleżanką z pracy „rurę” i możemy jechać. Doznania są przednie. Towarzystwo doborowe, atmosfera rodzinna, zapachy jak w Dziale IT. Wreszcie wytęsknione, upragnione, długo wyczekiwane metro. Miejsca pierwsza klasa. Pół metra od drzwi. Rewelacja. Prowadzimy z koleżanką dialog o tematyce egzystencjalnej. Ludzie na około łypią spode łba i podsłuchują. Jakby nie mieli o czym myśleć. Nasz inteligentny dialog przechodzi w pseudointelektualny bełkot. Dla ludu oczywiście. Przedostatnia stacja zwiastuje przesunięcie się o pół metra do drzwi. Wygrałam, nie wypadłam i dojechałam. Cytując: zwykła podróż metrem, a tyle wrażeń z tego.

W pociągu nie lepiej. Do Baśki- na bank Baśka bo na taką wygląda, dzwoni telefon, a ona drze się do słuchawki: Kryśka? Tak, mogę rozmawiać, jestem w pociągu!- i się zaczyna. Chowam książkę bo wiem, że nic z tego nie będzie. Za to już wiem kogo Baśka lubi w swojej robocie, a kogo nie. Wiem nawet co Kryśka zrobiła w dniu wczorajszym. Mam wrażenie, że zaczynam poznawać je obie, tak jakbym to ja z nimi rozmawiała. Wysiadając nie wiem czy powinnam powiedzieć do widzenia czy cześć. Znajomość trwa jednak zbyt krótko więc nie mówię nic i rzucam Baśce porozumiewawcze spojrzenie.

Czy te historie nie brzmią znajomo? Czy przynajmniej raz w życiu każdy z nas nie przeżył podobnej sytuacji? Podróż w komunikacji jest zdecydowanie bardzo ekscytująca. Ja przyjmuję ją z uśmiechem i często współpasażerowie uśmiechają się pod nosem z moich komentarzy. Proponuję czasem wychillować i przyzwyczaić się do doborowego towarzystwa w komunikacji. Nie ma co się złościć i dąsać. Jak nie stać mnie na taksówkę muszę przyzwyczaić się do tego co mam 😉


Dodaj komentarz